Przejdź do treści
Turystyka

Firmy stawiają na incentive marketing!

Incentive travel już nie wystarcza, tworzony jest już cały dział incentive marketing. Sztab specjalistów od  PR, marketingu i psychologii stosowanej przygotowuje coraz to nowe rozwiązania. 

Incentive travel czyli wyjazdy motywujące dla pracowników firm cieszą się od kilku lat niesłychaną popularnością, ale jak się okazuje to za mało, żeby zbudować pełnowartościowy segment firmy. Przedsiębiorstwa postawiły na wielofunkcyjny system motywujący swoich pracowników tak, aby jak najbardziej efektywnie wykorzystać ich zaangażowanie w działalność danej firmy. 

Zaledwie dziesięć lat temu  rynek incentive w Polsce był właściwie nikomu nieznany, jego prekursorzy byli wręcz wyśmiewani, bo jak to możliwe, żeby tworzyć specjalne wyjazdy i to jeszcze zagraniczne, pełne atrakcji dla pracowników, eventy integracyjne czy gry strategiczne odbywające się w terenie i to często wcale na niebanalnym terenie. Wakacje pod gruszą są już przecież passe. 

Relacje budowane są zarówno na poziomie zespołu jak i partnerów biznesowych, stosowane na  płaszczyźnie systemów motywacyjnych, programów lojalnościowych oraz projektów edukacyjnych.

Produkt incentive jest to złożony pakiet różnych usług. Zawiera zarówno całkowicie typowe usługi (transport, wyżywienie, nocleg, ubezpieczenie), ale także bonusowe.

W ich skład często wchodzą nadprogramowe usługi medyczne, wypożyczanie specjalistycznego sprzętu turystycznego itp. 

Bardzo ważne przy tworzeniu produktu incentive są tak naprawdę dwie rzeczy: pomysłowość organizatora i budżet klienta.  Firmy eventowe prześcigają się w ofertach dla klientów biznesowych. Kiedyś szczytem mody był paintball, teraz nawet sporty ekstremalne wydają się nudne, a co dopiero powiedzieć o zwykłym wyjeździe integracyjnym, który został niezwykle trafnie przedstawiony w komedii Przemysława Angermana o tym samym tytule. 

Jak twierdzi, Łukasz Choroń, creative z wieloletnim doświadczeniem w branży, nie ma jednego trendu, który można uznać z wiodący, jeżeli chodzi o event korporacyjny. „Cool, czy tzw. efekt „wow”, to dla każdego zupełnie inna rzecz. Kluczowym obecnie dla branży jest fakt, iż event przestał być bytem samodzielnym, nastawionym tylko na tu i teraz. Zazwyczaj połączony jest z innymi elementami, jak na przykład budowanie świadomości i wartości marki wśród zaproszonych Gości, działania marketingowo-pr’owe przed i po evencie. Ja osobiście lubię budować wydarzenia w oparciu o technologie, gdzie mogę poszaleć ze scenografią, urządzeniami multimedialnymi i dać audytorium możliwość interakcji z nimi, tworząc w połączeniu z oczekiwaniami klienta interesujące historie, które zarówno w warstwie fabularnej, jak i w aspekcie technologicznym zrobią piorunujące wrażenie.

Będą jednocześnie nośnikiem tego, co klient chce dzięki eventowi oraz działaniom dookolnym osiągnąć – mówi Choroń. 

Takim przykładem może być zeszłoroczna produkcja na Służewcu jednej z warszawskich agencji, podczas której mapowano całą przestrzeń w hali. Spektakularny efekt, doskonała wizja kolegów z agencji i nie ukrywajmy, wielka odwaga klienta, bo to nie są proste realizacje. Oczywiście ważnym czynnikiem jest tu dobór lokalizacji, bo zależnie od niej, zespół przygotowujący wydarzenie będzie musiał dopasować „środki wyrazu”. 

Jak opowiada Łukasz Choroń: „Jeżeli budżet pozwala, klienci najchętniej wybierają duże przestrzenie hotelowe oraz hale produkcyjne, które ze względu na swoją kubaturę pozwalają rozwinąć skrzydła kreatywnym. Jednak gros realizacji odbywa się obecnie w mniejszych obiektach, np. restauracjach, które z kolei wymagają zupełnie innego podejścia podczas kreacji.” Jest to bardzo indywidualny proces, z duża ilością czynników, które zespół musi wziąć pod uwagę, ale dzięki temu praca w tej branży jest tak fascynująca. Nigdy nie robisz dwa razy tej samej rzeczy. Nie ma dwóch identycznych briefów. Dodatkowym czynnikiem, dzięki któremu nigdy nie jest nudno, są oczekiwania naszych klientów. Nie mam na myśli ekstremalnych pomysłów na event, bo te w 99,9% jesteśmy jako branża w stanie spełnić. Nie ma tu znaczenia, czy klient zażyczy sobie startu rakiety z pl. Defilad, czy ekstremalnej wyprawy na koło podbiegunowe. Takie atrakcje przy odpowiednim nakładzie pracy i odrobinie czasu są do zrealizowania. „Jednak kiedy w gorącym eventowo okresie, w którym zazwyczaj obiekty są zarezerwowane z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, nasi partnerzy proszą np. o zorganizowanie wydarzenia w konkretnej lokalizacji, w konkretnym dniu, a zapytanie otrzymujemy na krótko przed potencjalną realizacją - tak, wtedy robi się ekstremalnie. Często okazuje się, że wymarzony obiekt jest po prostu zarezerwowany, klient nie chce innego, a ostatnim zdaniem, które powinien od nas usłyszeć to „nie da się”. I tu wkraczamy w ten obszar kompetencji, który jest know-how każdego z nas, stąd nie podam, jak wtedy radzimy sobie z wyzwaniem - żartuje Creative, jednej z agencji eventowych. 

Dodaje, że „pozytywne rozwiązywanie takich patowych sytuacji wzmacnia relację, dając naszym partnerom poczucie, że z nami są zawsze bezpieczni, a ich cele, są priorytetowe również dla nas. Tak naprawdę event to przecież budowanie relacji, event to przede wszystkim ludzie, niezależnie od ilości użytych technologii. Event to swego rodzaju wizytówka marki, która jeśli jest dobrze „zaprojektowana” wywoła nie tylko chwilowe „wow”, ale zaistnieje na dłużej w świadomości, a to gwarancja, że spośród setek innych wizytówek, w odpowiednim momencie sięgną po tę, która w wyjątkowy sposób zapisała się w ich pamięci.” 

Rynek kształtowany jest na podstawie potrzeb klientów, którzy oczekują maksymalnych efektów. 

Obecnie coraz bardziej popularne są terminy "concentive" czy "meetcentive" podkreślające połączenie wyjazdu motywacyjnego ze spotkaniem konferencyjnym czy też rozmowami handlowymi. Dają one możliwości dwa w jednym, pracownicy zadowoleni, a nowi klienci zdobyci. 

Wygląda na to, że prężnie rozwijający się biznes incentve wykroczył już poza obszar PR i zaistniał jako oddzielna gałąź inwestycji.

Najnowsze wydanie