Przejdź do treści
Aktualności

Jak robić mikrozmiany, by uzyskać makroefekty?

Często zdarza się, że wprowadzanie zmian to ciężka, długa i zaplanowana praca. Fakt. Dlatego kiedy pojawia się okazja, że zmiany można wprowadzić stosunkowo prosto, warto z tego skorzystać. Stąd tak cenna jest praktyka mikroingerencji dających makroefekty. Na potrzeby moich klientów używam tej metody w dwóch wariantach – „ingerencja tematyczna” lub „5-10-15”. Szczegóły poniżej.

Światowa literatura podaje dwa przypadki. Paul O’Neill w niemal upadającym koncernie ALCOA skupił się na… bezpieczeństwie pracowników. Nie na redukcji kosztów, jakości czy restrukturyzacji. A jednak, dzięki skrajnemu pilnowaniu obszaru bezpieczeństwa, poprawa nastąpiła także w innych obszarach działania koncernu. Drugi szeroko opisywany przypadek to likwidacja rozruchów w miejscowości Kufa, 90 km od Bagdadu. Jeden z oficerów zauważył, że do rozruchów dochodzi wieczorami, kiedy ludzie posilali się u ulicznych sprzedawców kebabów. Poprosił więc zarządcę miasta o wprowadzenie zakazu handlu jedzeniem na ulicach. No i zadziałało. Głodni szli do domów i już na ulice nie wracali. Mamy tu dwa rodzaje mikroingerencji – koncentracja na jednym drobiazgu (ALCOA) albo eliminacja kluczowego drobiazgu (Irak). A w codziennej praktyce wygląda to tak.

Ingerencja tematyczna to skoncentrowanie się na jakimś drobnym wycinku całości i konsekwentne stosowanie tam nowych rozwiązań. Na przykład zrobienie rewolucji żywieniowej sobie lub rodzinie jest skrajnie trudne. Wprowadź więc „jeden temat”, ale konsekwentnie. Powiedzmy, że jedno jabłko dziennie dla każdego. Do pracy, szkoły, albo wspólnie na przykład o 19. I nic więcej. Ale konsekwentnie. Po pewnym czasie nastąpi lekka eliminacja z jadłospisu tego, o czym i tak sami wiemy, że jest niezdrowe. Powoli będziemy bardziej dostrzegać sens zastąpienia słodyczy owocami czy warzywami. Ale żadnej presji! Pilnujmy tylko jabłek. Reszta dzieje się jakby obok, samoczynnie. To jest ten makroefekt. 

Ingerencja typu „5-10-15” to przeznaczenie maksymalnie 15 minut na nowe działania. Nauka języka tylko 10 minut dziennie, na przykład tylko w drodze do pracy. Albo 15 minut spaceru, ale codziennie. A gdzie makroefekt? Ano nie da się uczyć języka tylko przez 10 minut. Po jakimś czasie przełączysz na BBC albo obejrzysz jakiś filmik na YouTubie w tym języku. Jeśli wszystko zaplanujesz od razu, polegniesz pod nawałem nowych działań lub wyzwań. Ale jeśli zaczniesz od 10 minut w tramwaju, to da się zrobić. Podobnie będzie z 15-minutowym intensywnym spacerem. Trudno potem takie prozdrowotne zachowanie (choć tylko 15-minutowe) pogodzić z leżeniem przed telewizorem i podżeraniem chipsów.

 

Wątpisz, czy to może zadziałać? Jeśli zadziałało w największym światowym koncernie aluminiowym czy na wojnie w Iraku, to dlaczego w naszej firmie nie?

 

Autor: Marek Skała, MEGALIT IS

Dziennikarz ekonomiczny, mówca inspiracyjny, trener, coach

Najnowsze wydanie