Przejdź do treści
Kultura

Kultura potrzebuje ambitnych inwestorów

Sektor kultury znacząco odczuł wpływ pandemii koronawirusa na gospodarkę, jednak jeszcze przed nadejściem covidu branża borykała się z własnymi problemami. Brak dofinansowań, ograniczone możliwości wsparcia młodych twórców, a także wysoki próg wejścia do segmentu mainstreamowego powodowały, że środowisko artystyczne stawało się coraz bardziej hermetyczne – z kurczącą się przestrzenią na innowacyjne projekty, nowe twarze i szeroką współpracę międzynarodową. O szanse i przyszłość sektora zapytaliśmy Rafała Zawieruchę, aktora znanego m.in. z “Pewnego razu... w Hollywood” w reżyserii Quentina Tarantino.

Naszą rozmowę chciałbym zacząć dosyć przewrotnie – czy artyści interesują się gospodarką?

Artyści z natury interesują się wieloma obszarami – w tym – gospodarką [śmiech]. To nie jest tak, że zamykamy się we własnym środowisku i nie wpuszczamy nikogo “z zewnątrz”. Oczywiście zdarzają się i takie przypadki, jednak bez otwartości na nowe doświadczenia, całkowicie inne spojrzenie na naszą branżę i bez, chociażby podstawowej wiedzy na temat otaczającego nas świata, kultura nie jest kulturą, a wydmuszką.

Ale musisz przyznać, że działasz w dosyć specyficznej branży.

I tak, i nie. Oczywiście szeroko pojęta kinematografia jest po prostu sztuką, czyli materią dla wielu osób abstrakcyjną, nieco ulotną, ale tylko pozornie. Z drugiej strony uważam, że projekty artystyczne w pełni wpisują się w obraz współczesnej gospodarki. Jeśli jeszcze między 2015 a 2018 rokiem Motion Picture Association of America (MPAA) szacowało, że sama branża filmowa generuje 2,1 mln miejsc pracy i wspiera 400 tys. małych i średnich biznesów na terenie całych Stanów, to coś musi być na rzeczy. Oczywiście jako Polska nie jesteśmy rynkiem jakkolwiek porównywalnym do USA, ale to tylko pokazuje skalę potencjału kina również w aspekcie ekonomicznym. Chciałbym, abyśmy również w krajowych realiach myśleli o kulturze, jako m.in. generatorze dobra wspólnego.

Wyobrażasz sobie przeniesienie amerykańskich wzorców do Polski?

Nie tylko sobie wyobrażam, ale z przyjaciółmi już to robimy. Z roku na rok do kin trafia coraz więcej jakościowych produkcji. Już we wrześniu w kinach będzie można obejrzeć najnowszy film „Najmro. Kocha. Kradnie. Szanuje”, który w hollywoodzki sposób przenosi nas w czasy PRLu. Reżyserem jest Mateusz Rakowicz zaś producentem Agnieszka Odorowicz. W październiku pojawi się “Gierek” Michała Węgrzyna. Producentami tego filmu są Jolanta Owczarczyk i Heatcliff Janusz Iwanowski. Ostatnio na Netflix wszedł “Bartkowiak” w reżyserii Daniela Markowicza ze scenariuszem profesora Bernardiego z San Francisco State University. Aktualnie pracuję nad filmem „Gdzie diabeł nie może tam baby pośle”, który podobnie jak Gierek i Najmro przeniesie nas w czasie. Zwłaszcza film „Bartkowiak” pokazuje, że polski rynek filmowy coraz bardziej otwiera się na nieoczywiste współprace międzynarodowe. Do tego też powinniśmy dążyć.

“Myśl globalnie, działaj lokalnie”?

Dokładnie tak – ta dewiza towarzyszy mi od dłuższego czasu i przynosi realne efekty. Pamiętajmy jednak, że zatrudnienie scenarzystów ze Stanów, czy reżyserów z UK to nie jest strategia na dłuższą metę. Oczywiście powinniśmy poszerzać grono stałych partnerów zagranicznych, ale priorytetem powinno być wsparcie młodych talentów już na miejscu.

W jaki sposób?

Podstawowym problemem polskiego rynku jest brak opieki nad absolwentami m.in. szkół aktorskich, ale też ASP. W 2009 roku byłem stypendystą nowojorskiego The Watermill Center, który powstał w latach 90. z inicjatywy Roberta Wilsona. To było niesamowite doświadczenie, które pokazało mi, jak dużo możliwości mają czołowi przedstawiciele naszej branży w kontekście rozwoju młodych talentów. W Polsce widziałbym taki “inkubator”, współtworzony zarówno przez ludzi sztuki, jak i przedsiębiorców.

Twoim zdaniem biznes będzie zainteresowany wspieraniem kultury?

Pomijając ogromną wartość wspierania kultury jako takiej, za inwestowaniem w sztukę przemawiają także trendy czysto ekonomiczne. Spójrzmy na rozwój usług streamingowych. Raporty Grand View Research mówią o wartości całego segmentu na rok 2020 rzędu 59,14 mld dolarów. Te same badania pokazują, że za 7 lat branża będzie warta 223,98 mld – to skok o blisko 280 punktów procentowych! Oczywiście nie wszystkie projekty w tym segmencie będą inicjatywami stricte kulturalnymi, ale i tak takie wskaźniki dają do myślenia. Podobnie będzie z obiektami stacjonarnymi, a więc kinami, teatrami, galeriami sztuki, czy muzeami. Mieliśmy próbę przeniesienia wystaw artystycznych w tryb online przy okazji pandemii. Oprócz niektórych wyjątków, które faktycznie zdały egzamin w świecie wirtualnym, większość takich projektów tylko wzmożyła zainteresowanie ludzi kontaktem ze sztuką face-to-face.

Polacy są w stanie rozpowszechniać wiedzę o polskiej kulturze za granicą w sposób innowacyjny? 

Już to zrobili! W Kalifornii działa KRAK-ART, czyli grupa zrzeszająca artystów pochodzenia polskiego, którzy na stałe pracują m.in. w Los Angeles. Ich wystawy pojawiały się w Nowym Jorku, Waszyngtonie, ale i byli też zapraszani przez samorząd Mexico City. Z kolei warto także wspomnieć o inicjatywie jaką jest Fundacja Ars Poloniae, która robi naprawdę ogromną robotę, przy tym dając szansę młodym i jeszcze nieznanym artystom. Polak, jak chce, to potrafi. Szkoda tylko, że tę szansę dają rynki zagraniczne, ale jeśli krajowy biznes wejdzie w ścisłą współpracę z miejscowymi twórcami, nie powstydzimy się efektów również poza Polską.

Jak widzisz taką synergię przedsiębiorców z kulturą?

Nie trzeba zbytniej wyobraźni. Branża producencka w Polsce rośnie z roku na rok. Kultura i film daje wiele możliwości inwestowania chociażby w formie product placement. Teksty kultury, a więc nie tylko kino, ale i seriale, teledyski, czy nawet beletrystyka mają zarówno ogromny potencjał promocyjny, jak i na tyle zarysowane granice, że współpraca z biznesem nie skończy się “przyjaźnią na siłę”, na czym stracą obie strony. Nie. Jest wiele przykładów bardzo wartościowej symbiozy tych dwóch światów, a rozwój technologii tylko rozszerza gamę naszych możliwości.

Na świecie biznes już dostrzegł ten potencjał?

Oczywiście, że tak. Jeff Bezos stworzył jedną z największych platform streamingowych, a więc Amazon Prime, a koncern Google’a już od wielu lat jest właścicielem YouTube’a, gdzie pojawia się coraz więcej naprawdę ambitnych treści. Wiesz, że David Geffen, czyli twórca m.in. Dream Works równolegle inwestował w dzieła sztuki także młodych artystów, a jego zbiory są już warte 1,1 mld dolarów? To pokazuje, że biznes potrzebuje kultury, tak samo, jak kultura potrzebuje ambitnych inwestorów.

Czyli nie jest to chwilowa moda?

Absolutnie nie. Od dłuższego czasu interesuję się zieloną energią i elektromobilnością, ale pamiętam, że początkowo było sporo głosów typu “to minie”. I co? Obecnie branża samochodów elektrycznych jest warta ponad 170 mld dolarów. Podobnie będzie z kulturą, pod warunkiem, że dobrze ją zagospodarujemy. Wierzę że kultura będzie się rozwijała tradycyjnymi metodami i tymi które jeszcze odkryjemy. 

Rafał Zawierucha (1986) – aktor; współpracował m.in. z Quentinem Tarantino (“Pewnego razu... w Hollywood”) i Barrym Anderssonem (“The Soviet Sleep Experiment”), czy Andrzejem Wajdą („Powidoki”)

Najnowsze wydanie